Brać moc z korzeni – wywiad z tajską wokalistką Rasmee Wayrana i jej zespołem

Renata Sabela

Renata Sabela

Redaktorka

Właścicielka i dusza Soul Travel. Podróżniczka, fotografka, żeglarka. Od lat zgłębia nauki starszyzn plemiennych. Ambasadorka odpowiedzialnego podróżowania.

Renata Sabela

Właścicielka i dusza Soul Travel. Podróżniczka, fotografka, żeglarka. Od lat zgłębia nauki starszyzn plemiennych. Ambasadorka odpowiedzialnego podróżowania.

Założycielka biura etycznych podróży Soul Travel i organizatorka konferencji Fair Travel Event.

Organizuję kameralne wyprawy do odmiennych kultur, w tym miejsc, których nie znajdziesz w przewodnikach. To fotoekspedycje, niszowe wyprawy, weekendowe warsztaty fotograficzne, podróże szyte na miarę, a także motywacyjne wyjazdy incentive. Przeprowadziłam ponad 150 wypraw na kilku kontynentach.

Od lat przyjaźnię się z przedstawicielami rdzennych kultur i zapraszam Cię do ich świata.

Nigdy nie byłoby tej rozmowy, gdyby nie muzyka, która wychodzi poza sam dźwięk i staje się narzędziem do przekazania tego, co ważne i prawdziwe. Koncert Rasmee Wayrana, najpopularniejszej obecnie w Tajlandii wokalistki z pogranicza world music, bluesa i jazzu zapełnił 29 listopada całą salę TR w Warszawie. Wokalistka wsytąpiła wraz z zespołem w składzie Satukan Thyatira (Kong)– gitara akustyczna, Attasit Kongmongkol (Att)– instrumenty perkusyjne i Tontrakul Kaewyong (Ton)– khene, vord (tradycyjne fletnie tajskie). Koncert odbył się w ramach projektu Radio Azja towarzyszącemu Festiwalowi Filmowemu Pięć Smaków.

Spotykamy się na Starym Mieście w jednej z typowych polskich restauracji. Choć na dworze temperatura bliska zeru, to w środku kaloryfery pracują na pełnych obrotach i odczuwa się prawdziwy klimat tropików. Dzień wcześniej podczas koncertu Rasmee spontanicznie przyznaje, że po raz pierwszy jest w tak zimnej strefie klimatycznej, po czym potrząsa ciałem i uśmiecha się porozumiewawczo. Publiczność odpowiada gromkimi brawami.

Renata: To była prawdziwa przyjemność nie tylko słuchać Was na scenie, lecz płynąć wraz z Waszą muzyką. Dotknęliście serc i umysłów słuchaczy przenosząc ich w zupełnie inne, odległe od Warszawy miejsce. To było naprawdę niezwykłe i magiczne spotkanie.

Rasmee: Dziękujemy. Po koncercie rozmawialiśmy i stwierdziliśmy, że może nie wszystko mogło wydawać się perfekcyjnie zagrane, lecz kiedy spojrzysz na naszą współpracę w szerszym planie to wszystko nabiera harmonii. Słuchamy się nawzajem i szanujemy na scenie. Mi osobiście daje to poczucie spokoju, ponieważ zostawiamy sobie wzajemnie przestrzeń na wyrażenie siebie w muzyce. Duże znaczenie ma też otoczenie, w którym gramy. Podczas wczorajszego koncertu, ze względu na mocne światła, nie widzieliśmy bardzo wyraźnie twarzy publiczności. Taka sytuacja sprawia, że możemy skupić się bardziej na nas, muzykach. Przestrzeń otwiera się, a ja mam wówczas wrażenie, że jest nas na sali tylko czworo.

Att: Wówczas odczuwamy nastrój publiczności nie poprzez kontakt wzrokowy, ale poprzez emocje, oklaski, głosy. Często słuchacz nie zdaje sobie sprawy, że my, muzycy na scenie, tak wyraźnie odczuwamy nastrój publiczności.
 

brac-moc-z-korzeni-rasmee-wayrana-radio-azja-foto-bartek-muracki-157404
Fotografia Bartek Muracki: Music Photographer
 

Rasmee: Sala i dźwięk były bardzo dobrze przygotowane. Jesteśmy wdzięczni za pomoc bardzo dobrego i profesjonalnego dźwiękowca. Bardzo nam pomógł w usprawnieniu dzwięku dzięki czemu mogliśmy się słyszeć na scenie między sobą.

Att: To prawda. Jakość dźwięku pozwoliła nam dobrze zagrać. Bardzo się cieszę. Publiczność i ich wsparcie jest dla mnie bardzo ważne. Nie przepadam za graniem w barach, gdzie ludzie bywają pijani i głośni. Tutaj podczas koncertu było zupełnie inaczej.

Renata: Kiedy wykonywaliście jakiś ruch, publiczność reagowała na niego. Cała uwaga skupiła się na was. Nawiązał się między wami dialog.

Rasmee: Tak, ważny jest wzajemny szacunek. Podczas występu całkowicie poświęcamy się słuchaczom. Polska publiczność była bardzo otwarta i obserwowała to, co im dawaliśmy. Współdziałała. To było naprawdę wspaniałe.
 

brac-moc-z-korzeni-rasmee-wayrana-radio-azja-foto-bartek-muracki-234077

Fotografia Bartek Muracki: Music Photographer
 

Renata: Myślę, że wasz występ był jednocześnie zaskoczeniem dla polskiej publiczności, gdyż zaprezentowana muzyka była nie tylko folkową muzyka etniczną. Od pierwszych uderzeń w sali rozległy się znajome dźwięki R’n’B, Soul, jazzu łączone z etnicznymi instrumentami i wyjątkowym głosem. To było inne brzmienie, ale w pewien sposób znajome. Powiedzcie, co chcecie wyrazić przez waszą muzykę? Dlaczego chcecie prezentować ją w innych krajach?

Rasmee: Śpiewam odkąd skończyłam 5 lat [ojciec Rasmee jest muzykiem, założycielem regionalnego zespołu Jariang Band]. Przeszłam przez wiele etapów. Już jako nastolatka brałam udział w wielu konkursach, raczej bez większych sukcesów. To były momenty wzlotów i upadków, a wiele osób chciało mnie ukształtować według swoich upodobań. Któregoś dnia powiedziałam do siebie samej: wystarczy, teraz idę własną drogą. Muzyka stała się od tego momentu dla mnie eksperymentem, czymś, co robię dla przyjemności. Chciałam nagrać tylko jedną płytę, by móc pokazać ją w przyszłości mojemu dziecku i powiedzieć: spójrz, tym się zajmowała twoja mama. To było takie moje osobiste wyzwanie. Natomiast muzyka zaprowadziła mnie o wiele dalej, nawet bardzo daleko. Nie oczekiwałam, że tak się stanie, ze będę się nią dzielić poza granicami kraju, podróżować. Jeśli jednak tak się dzieje, to jestem wdzięczna i przyjmuję to. Wiem też, że cokolwiek by się wydarzyło, zawsze będę śpiewać.

Kong: Kiedy zacząłem pracować z Rasmee, poczułem coś, czego nie czułem nigdy wcześniej. Ta muzyka mnie poruszyła. Nigdy nie planowaliśmy, że pewnego dnia będziemy grali popularne piosenki. Nigdy się również nad tym nie zastanawialiśmy, jak należałoby je promować. Nasze piosenki, ich styl nawiązują to tajskich tradycji. Może właśnie dlatego ludzie są ich ciekawi, bo chcą poznać kulturę Tajlandii.

Renata: Czy kiedykolwiek zastanawialiście się nad tłumaczeniem tekstów piosenek na język angielski, lub na komponowaniu nowych w tym języku, tak żeby wasi zagraniczni słuchacze mogli zrozumieć ich znaczenie?

Rasmee: Nie wydaje mi się, aby to było konieczne. Ja na przykład nie rozumiem ani słowa po francusku, ale uważam, że to bardzo piękny język. Piosenka nie jest czymś, co należy rozumieć, najważniejsze jest, aby ją odczuwać. Chcę przełamać tę barierę, że tylko język i znaczenie słów są ważne. Oczywiście, jeśli jesteś artystą, i twoja praca niesie głębszy przekaz to starasz się, by twoje teksty były rozumiane. Dlatego robię krótkie opisy o piosenkach, które dołączam do płyty. Nie chcę jednak tworzyć w języku angielskim, bo to nie jest mój język ojczysty, który czuję.

Renata: Wspominałaś podczas koncertu, że kiedy wróciłaś z Paryża chciałaś nagrać płytę. Mieszkałaś w Paryżu?

Rasmee: Nie. Zostałam tam zaproszona, żeby zagrać kilka koncertów z europejskimi muzykami jazzowymi, którzy wcześniej przyjechali do Tajlandii, by studiować tradycyjną muzykę molam. Zagrałam z nimi koncerty, co mocno zainspirowało mnie, żeby wrócić do Chiang Mai i rozpocząć własny projekt.

Renata: Czy zgodzisz się, że muzycy spoza kraju wzmocnili cię w tym, by uwierzyć w moc twojej własnej muzyki?

Rasmee: Tak, można tak powiedzieć. Zaprosili mnie bo widzieli potencjał we mnie i w mojej muzyce. Zdałam sobie sprawę, że molam czy mai oraz mój głos mogą być przesłaniem dla ludzi. Nasz koncert we Francji zebrał tłum ludzi, wiwatowali, klaskali, robili zdjęcia. Po powrocie do kraju chciałam, żeby moi przyjaciele z którymi grałam w zespole mogli również doświadczyć tego samego, co ja. I to się właśnie wydarza. Jak się wydarzyło wczoraj!

Renata: Chiang Mai, gdzie mieszkacie na co dzień to otwarte kosmopolityczne miasto. Przyjeżdżają tam ludzie z całego świata. Do jakich miejsc w Chiang Mai warto się udać, by posłuchać muzyki na żywo?

Kong: Do Północnej Bramy. To bar jazzowy. Możesz przynieść swój własny instrument i po prostu pograć. Przychodzi tam wielu obcokrajowców.

Renata: Śpiewacie w Północnej Bramie od czasu do czasu?

Rasmee: Wcześniej tam śpiewaliśmy. Teraz gramy tylko koncerty podczas festiwali. Nie gramy już regularnie w knajpach. Rozpoczęliśmy trasę koncertową po Tajlandii, z koncertami co tydzień. Po otrzymaniu nagrody [album „Isan Soul” oraz piosenka „Maya” zostały w tym roku wyróżnione prestiżowymi nagrodami Kom Chad Luek Music Award. Sama artystka otrzymała tytuł najlepszej wokalistki], nastąpiła duża zmiana. Jesteśmy polecani przez ludzi z branży. Jeden z kluczowych tajskich reżyserów zarekomendował nas Annie, która zaprosiła nas do Polski na ten festiwal.
 

brac-moc-z-korzeni-rasmee-wayrana-radio-azja-foto-bartek-muracki-294304

Fotografia Bartek Muracki: Music Photographer
 

Renata: Maya w języku Majów oznacza wykraczać poza iluzję. Co oznacza maya w waszej piosence?

Rasmee: Iluzja (śmiech).

Kong: (śmiech) Tak, to oznacza iluzję.

Renata: (śmiech) Och, naprawdę, to nie żart? W takim razie, o czym jest wasza piosenka „Maya”?

Rasmee: Napisałam tę piosenkę, kiedy byłam pod dużą presją i przechodziłam przez trudny okres. Pamiętam moment tworzenia piosenki „Maya”. Czekałam na samolot. Napisałam ją w piętnaście minut, tak głęboka była moja potrzeba wyrażenia emocji na zewnątrz. Śpiewam w niej o ślepym podążaniu za sławą, za rzeczami materialnymi, które tak naprawdę są nieistotne. Waga tych rzeczy to tylko złudzenie. Goniąc za nimi zupełnie bezrefleksyjnie, wpada się w pułapkę swoich iluzji. Ta pogoń to zupełny absurd, to zaprzedanie duszy. Przeraża mnie to. W piosence śpiewam z pozycji starszej siostry, która widzi więcej i może służyć radą młodszemu rodzeństwu.

Renata: Widzę cię jako silną kobietę, która jest świadoma tego, co robi i wie jak spożytkować swoją energię na scenie. Podczas koncertu byłaś bardzo szczera. Otwarcie powiedziałaś, że napisałaś piosenkę o byciu raz w górze, a raz na dole, bo dokładnie tak wygląda Twoje życie. Po tych słowach dostałaś ogromne brawa. Wytworzył się pewien pomost szczerości i zaufania pomiędzy tobą a publicznością. Osoby publiczne w Polsce zazwyczaj unikają dzielenia się swoimi słabościami, starają się nie pokazywać swoich momentów rozczarowania. Raczej chcą skupiać się na tym, co dobre. Jak się czujesz, gdy stoisz naprzeciwko publiczności otwierając się tak mocno? Nie czujesz się skrępowana, że dzielisz się kawałkiem swojej prywatności?

Rasmee: To jest część sztuki. Sztuka ujawnia jakim jesteś. I ta na scenie to jestem ja. Towarzyszą mi różne emocje, jak każdemu człowiekowi. Mogę być szczęśliwa, smutna. Mogę być zła na ludzi i mówić o nich źle. Przede wszystkim chcę być szczera sama ze sobą. Myślę, że to zupełnie normalne.

Renata: Tak, te stany są normalne, ale dzielenie się swoimi przeżyciami i emocjami z innymi tak otwarcie jest czymś, czego nie spotyka się często. To naprawdę wzruszyło ludzi. Zaczęli się szczerze śmiać, bo nagle poczuli się blisko ciebie.

Rasmee: Kiedy pisałam te piosenkę byłam z moim chłopakiem na południu Tajlandii. Rano czułam się fantastycznie, było naprawdę pięknie, a potem przyszło popołudnie i mój humor nagle się zmienił. Byłam w złym nastroju i zastanawiałam się, dlaczego taka jestem. I stąd powstała ta piosenka; raz na górze, raz na dole.

Renata: Czujesz, że przez twórczość uwalniasz swoje złe nastroje?

Rasmee: Tak. To jest jak lekarstwo. Dlatego czasami też maluję. Myślę, że każdy, kiedy zmaga się z czymś wewnątrz siebie, powinien to uzewnętrznić. Znaleźć jakieś ujście dla negatywnej energii. Niektórzy ludzie rozmawiają, inni piją, jeszcze inni malują, a ja wyrażam siebie przez muzykę. Szanuję na przykład Amy Winehouse. Nie obchodzi mnie co robiła w życiu i czy była alkoholiczką. Ważnym jest dla mnie to, że na scenie była zawsze szczera. Pokazywała siebie taką, jaką jest śpiewając szczerze o swoim życiu. Nigdy nie okłamywała siebie samej. Nie okłamywała publiczności. To w niej szanuję najbardziej.

Renata: Kong, jesteś producentem i kompozytorem każdej piosenki śpiewanej przez Rasmee. Jak wygląda proces tworzenia nowego utworu?

Kong: Rasmee pisze wszystkie teksty. Później siadamy wspólnie i Rasmee opowiada mi o wszystkich emocjach, które chce przekazać w utworze. Wyobrażam sobie muzykę, żeby jak najlepiej oddać opisywany przez nią nastrój. Następnie wracam z trzema bądź czterema propozycjami. Rasmee dobrze czuje muzykę i wybiera najlepsze kawałki z zaproponowanych utworów. Do mnie należy wiedza z teorii muzyki a do niej działanie intuicyjne, co razem tworzy niesamowite i udane połączenie. Bardzo dobrze mi się z nią pracuje. Jest dla mnie jak siostra.

Renata: A jak zaczęła się wasza współpraca? Czy od początku graliście razem tradycyjną muzykę molam?

Kong: Zaczynaliśmy od wspólnego grania koncertów, po prostu jam session. Kiedyś w przerwie zapytałem Rasmee czy mogłaby zaśpiewać dla mnie coś tradycyjnego, coś, co nuci zazwyczaj w domu. To, co mi wtedy zaśpiewała naprawę mnie przejęło i dotknęło. To było niesamowite. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie słyszałem. Na pewno słyszałem te utwory wcześniej, bo są to tradycyjne tajskie pieśni, lecz Rasmee śpiewała je całym swoim sercem sprawiając, iż stały się w tamtym momencie wyjątkowe. Wówczas jeszcze nie umiałem zagrać tradycyjnej muzyki molam, lecz ta jedna rozmowa z Rasmee zainspirowała mnie do ćwiczenia i zgłębienia gitarowych chwytów dla tradycyjnej muzyki. Po jakimś czasie poprosiłem Rasmee, żeby zaśpiewała tę piosenkę jeszcze raz i wówczas dołączyłem z moją gitarą. Tworzyliśmy nową jakość tradycyjnej muzyki. Byliśmy oby dwoje tym podekscytowani. Tak właśnie się zaczęło.

Renata: Jak to się dalej potoczyło?

Kong: W naszym mieście [Chang Mai] jest bardzo ciężko wypromować nowe piosenki. By to zrobić potrzeba współpracować z dużymi wytwórniami, które często chcą wpłynąć na kształt twórczości artysty. Nie chcieliśmy działać w ten sposób. Nawet gdy Rasmee otrzymała liczne prestiżowe nagrody i wytwórnie mocniej naciskały, by nawiązać współpracę, nie zgodziliśmy się na to. Niektórzy producenci jednak chcieli nas złamać namawiając do zmian. Zachęcali nas, żebyśmy wprowadzili angielskie teksty, przekonując, iż utwory w lokalnym języku nie przyniosą nam sukcesu. W Tajlandii obecnie piosenki pop podbijają muzyczny rynek. Zdarzało się, iż śmiali się z nas, bo w Tajlandii uważa się, że muzyka tradycyjna jest czymś tanim i małowartościowym. To nas wtedy zabolało, ale nie zmieniło charakteru naszej twórczości. Chcemy grać naszą muzykę, która jest dla nas ważna. Przyjazd do Polski jest dla nas w pewnym sensie prezentem, bo nigdy nie planowaliśmy, że pojedziemy tak daleko.
 

brac-moc-z-korzeni-rasmee-wayrana-radio-azja-foto-bartek-muracki-057294

Fotografia Bartek Muracki: Music Photographer
 

Rasmee: Zaraz po wydaniu płyty chcieliśmy uczcić to maleńkim koncertem w Chang Mai. Koncert był przygotowany na sto osób, a przyszło ponad dwieście. To nas bardzo mile zaskoczyło. Publiczność, która nie zmieściła się w sali, wcale nie zrezygnowała, siadając na schodach lub słuchając muzyki na zewnątrz budynku.

Kong: Byliśmy zachwyceni!

Renata: Czasami przekonanie ludzi do twojej własnej wizji wymaga czasu. Co możecie powiedzieć osobie, która dopiero zaczyna swoją drogę artysty?

Rasmee: W miejscu, z którego pochodzę ludzie lubią covery jazzu czy bluesa, lecz nie jest koniecznością upodabnianie się do europejskich wykonawców. W każdym mieście czy wiosce istnieją rzeczy, które są naprawdę piękne. Powinieneś zauważyć, docenić i wykorzystać to, co daje ci twoja kultura. Nie musisz szukać daleko, wystarczy, że rozejrzysz się dookoła. Każdy ma wiele możliwości wyrażania siebie poprzez swoją kulturę.

Kong: Gdy założysz grupę muzyczną nie myśl o tym, gdzie chcesz dotrzeć czy też co chcesz osiągnąć. Skoncentruj całą uwagę na tym, czego pragniesz teraz, na tym, co dotyka twojego serca. Podczas pracy skoncentruj się na tym, co lubisz robisz, bo dzięki temu osiągniesz perfekcję i mistrzostwo w swoim działaniu. To tyle. Owszem, podczas tworzenia jest potrzebna zabawa i przyjemność, jednak dopiero poświęcenie, koncentracja i całkowite opanowanie utworu sprawiają, że utwór muzyczny jest wyjątkowy. Wierzę, ze dzięki poświęceniu nasze projekty pewnego dnia rozkwitną.

Renata: Mówi się, że gdy poświęcisz czemuś uwagę, to dana rzecz wzrasta.

Rasmee: Żeby odnieść sukces musisz wierzyć w to, co robisz. Nie możesz spełniać woli swoich rodziców, w poszukiwaniu sukcesu. Musisz sam chcieć tego, co cię spełnia i czuć to w sobie. Dlaczego sławne osoby popełniają samobójstwo? Ponieważ nie są z siebie zadowolone.

Do osiągnięcia sukcesu potrzebna jest wiara w to, co robisz. Wtedy możemy mówić o realizacji siebie. Nie jest więc ważne, co mówią inni. Ważne jest to, co ty czujesz, kiedy tworzysz. I jeśli czujesz się spełniony, to jest to wyznacznikiem prawdziwego sukcesu.

  • Renata Sabela

    Renata Sabela

    Redaktorka

    Właścicielka i dusza Soul Travel. Podróżniczka, fotografka, żeglarka. Od lat zgłębia nauki starszyzn plemiennych. Ambasadorka odpowiedzialnego podróżowania.

    Renata Sabela

    Właścicielka i dusza Soul Travel. Podróżniczka, fotografka, żeglarka. Od lat zgłębia nauki starszyzn plemiennych. Ambasadorka odpowiedzialnego podróżowania.

    Założycielka biura etycznych podróży Soul Travel i organizatorka konferencji Fair Travel Event.

    Organizuję kameralne wyprawy do odmiennych kultur, w tym miejsc, których nie znajdziesz w przewodnikach. To fotoekspedycje, niszowe wyprawy, weekendowe warsztaty fotograficzne, podróże szyte na miarę, a także motywacyjne wyjazdy incentive. Przeprowadziłam ponad 150 wypraw na kilku kontynentach.

    Od lat przyjaźnię się z przedstawicielami rdzennych kultur i zapraszam Cię do ich świata.

Polecane wyprawy

Zobacz wszystkie