Magda Jończyk o zdobyciu K2 zimą: zwróćmy oczy w stronę Nepalczyków!
Magdalena Jończyk
RedaktorkaPodróżniczka, fotografka, przewodniczka, himalaistka. Związana ze społecznością Szerpów, zamieszkujących okolice Mount Everestu.
Magdalena Jończyk
Podróżniczka, fotografka, przewodniczka, himalaistka. Związana ze społecznością Szerpów, zamieszkujących okolice Mount Everestu.
Od 10 lat wędruje w Himalajach, gdzie w sumie spędziła blisko 4 lata. Jest związana ze społecznością Szerpów, ludzi zamieszkujących okolice Mount Everestu.
Autorka wystaw fotografii, m.in. w Projektorni Gdańskiego Archipelagu Kultury, zatytułowanej „Himalaje Szerpów – życie bez retuszu”.
Na szczycie K2 (8611 m), drugiej co do wysokości góry na świecie, 16 stycznia stanęło dziesięciu Nepalczyków. W piękny sposób, idąc równo ramię w ramię, intonując hymn Nepalu weszli na wierzchołek ostatniego niezdobytego zimą ośmiotysięcznika, zamykając tym samym kolejny rozdział historii himalaizmu. Fakt, że zdobycia K2 zimą dokonali Nepalczycy, w większości Szerpowie, ma również znaczenie symboliczne.
Zimowy wyścig po ośmiotysięczniki
Himalaizm zimowy zapoczątkowali Polacy. W 1980 roku ziściło się marzenie Andrzeja Zawady, himalaisty i wizjonera, który szukał nowych wyzwań w wysokich górach. Pod jego kierownictwem na Mount Evereście zimą stanęli: Krzysztof Wielicki i Leszek Cichy. Przez kolejne lata to przede wszystkim polscy wspinacze kolekcjonowali zimowe, ośmiotysięczne trofea. Polacy zapoczątkowali tę dyscyplinę himalaizmu zimowego i wiedli w niej prym.
Hasło: „K2 dla Polaków” miało zatem swoje mocne uzasadnienie w historii wysokogórskich podbojów. Niższa zaledwie o 200 metrów od Mount Everestu góra leży w surowym klimacie pasma Karakorum na granicy Pakistanu i Chin, a trudności wspinaczkowe ciągną się aż po sam wierzchołek. Wydawało się więc, że na szczycie mogą stanąć jedynie spadkobiercy „lodowych wojowników” złotej ery polskiego himalaizmu. Minęło 40 lat od pierwszego zimowego wejścia na ośmiotysięcznik, ale na wierzchołku ostatniej góry nie stanął żaden z Polaków.
fot. Magda Jończyk, K2 zimą – widok z Concordii
K2 zimą jako pierwsi zdobyli: Nirmal Purja, Gelje Sherpa, Mingma Gyabu Sherpa (David), Mingma Gyalje Sherpa, Sona Sherpa, Mingma Tenzi Sherpa, Pem Chhiri Sherpa, Dawa Temba Sherpa, Kilu Pemba Sherpa, Dawa Tenjing Sherpa.
Nepalczycy nie są wspinaczami światowej sławy, ale w górach wysokich mają ogromne doświadczenie. Większość z nich pracuje przy komercyjnych ekspedycjach i na ośmiotysięcznikach stawali po 10 i więcej razy opiekując się jednocześnie swoimi klientami. Z perspektywy Europejczyka to nie lada wyczyn, w realiach himalajskich wiosek to raczej standard i fakt, że Mingma Gyalje Sherpa na ośmiotysięcznym szczycie stanął po raz 25 nie robi w Nepalu tak wielkiego wrażenia.
Komandos i lider zimowej wyprawy na K2 – Nirmal Purja
O zdobywcach K2 zimą nie można powiedzieć Szerpowie. Nie wszyscy wspinacze z zespołu pochodzą z tej grupy etnicznej. Głównym dowodzącym, liderem ataku szczytowego stał się Nirmal (Nims) Purja – Magar, a nie Szerpa, były komandos brygady Gurkhów Brytyjskiej Armii i brytyjskich sił specjalnych, człowiek-maszyna, który w 189 dni skompletował Koronę Himalajów i Karakorum ustanawiając tym samym niebywały rekord. Na ośmiu z nich wspinał się razem z Mingmą Gyabu Sherpą. To Nims zjednoczył zespoły trzech różnych ekspedycji i przekonał do wspólnego działania.
Kim są Szerpowie?
Słowo „Szerpa” nieodzownie pojawia się w kontekście wysokogórskich wypraw. Słynący z siły i odwagi himalajscy przewodnicy, wspinacze, tragarze wysokościowi rozsławili Nepal na całym świecie. Trudno sobie wyobrazić, że lud ten, zamieszkujący północno-wschodnie rubieże kraju, stanowi zaledwie 1% populacji i jest jedną z blisko 100 grup etnicznych.
fot. Magda Jończyk, Chhongba Sherpa
Szerpowie, którzy na tereny obecnego Nepalu przybyli ze wschodniego Tybetu, pod każdym względem – poza rzecz jasna państwowością – są tożsami z Tybetańczykami. Mówią tym samym językiem (szerpijski nie mający swojej formy pisanej jest dialektem tybetańskiego), mają wspólne obrzędy, zwyczaje, rytuały związane z wyznawanym przez nich buddyzmem tybetańskim.
fot. Magda Jończyk, Namche Bazaar – stolica Szerpów
Do czasów pierwszych eksploracyjnych ekspedycji na początku XX wieku łączył ich również styl życia. Trudnili się hodowlą jaków i uprawą poletek, na których siali jęczmień i sadzili ziemniaki. Zajmowali się również handlem. Nawet wysokie, sześciotysięczne przełęcze nie stanowiły dla Tybetańczyków i Szerpów bariery i ruch pomiędzy dwoma krainami odbywał się płynnie tak, że Namche Bazaar (stolica Szerpów) do późnej jesieni tętniła życiem za sprawą przybyszów z północy, a dzieciaki z wypiekami na twarzy zaglądały do tybetańskich namiotów, gdzie nie gotowano potraw, a jedynie przyrządzano słoną herbatę z mlekiem i jedzono suszone mięso.
fot. Magda Jończyk
Życie po nepalskiej stronie, na południowych stokach Himalajów było pod wieloma względami łatwiejsze od bytu na Wyżynie Tybetańskiej, ale nie przypominało w żaden sposób sielanki i do czasu przyjazdu Brytyjczyków do Darjeeling nikomu nie przyszło do głowy wspinać się na okoliczne szczyty. Codzienna walka o przetrwanie stanowiła wystarczające wyzwanie, a wysokie góry zamieszkiwane przez kapryśne boginie nikogo nie nęciły.
Wszystko zmieniły ekspedycje, te pionierskie z początku XX wieku i kolejne zwieńczone sukcesem pierwszych wejść na ośmiotysięczniki w latach 50-tych. Dały bowiem możliwość konkretnego zarobku. Wytrzymali Szerpowie, pogodni, rzetelni, profesjonalni i co najważniejsze doskonale przystosowani do wysiłku na dużych wysokościach byli niezastąpieni.
Kiedy wspinaczka na najwyższe góry znalazła się w zasięgu ludzi o zasobnych portfelach (koniec lat 90-tych XX wieku), wspieranie komercyjnych wypraw, zabezpieczanie niebezpiecznych lodowców stało się najbardziej dochodowym zajęciem Szerpów i zmieniło ich status społeczny w Nepalu.
Trekking w Himalajach – wysokogórski trening uważności
Indywidualni turyści niechętnie odwiedzają region Mount Everestu w Nepalu, rejon Khumbu, skąd pochodzą najbardziej znani Szerpowie. Mówi się, że jest zadeptany, że nie warto tam jechać. Tymczasem jest to jedna z najpiękniejszych dolin himalajskich, nazywana przez buddystów „Beyul”, czyli ukryta dolina, gdzie w razie wojny i niebezpieczeństwa spokój odnajdą wyznawcy buddyzmu.
Ścieżki i wzgórza bogate są w buddyjskie symbole: na wietrze powiewają flagi modlitewne, kamienne czorteny z hipnotyzującymi oczami buddy pilnują wejść do wiosek, ogromne malowidła ścienne akcentują święte miejsca. Powyżej wsi, w skałach znajdują się groty medytacyjne i monastyry.
fot. Magda Jończyk, rejon Khumbu, trekking z widokiem na Mount Everest
Trzeba mieć czas, aby dostrzec tę drugą stronę himalajskich opowieści i wsłuchać się w mantry powtarzane w przenikliwym chłodzie poranka przy jednoczesnym rozpalaniu kadzideł i jałowca. Potrzeba uważności, aby spostrzec jak ciepło oddechu miesza się z szarym dymem kadzideł i unosi się ku niebu.
Warto się zatrzymać w pogoni za największymi atrakcjami, jakimi stały się Mount Everest, Lhotse i Cho Oyu i przyjrzeć się sześciotysięcznikom:
- ostrej grani Thamserku zawieszonej nad Namche Bazaar, na którą niewielu odważyło się wspinać,
- lodowo-śnieżnej czapie Kantengi wskazującej drogę do bocznej doliny Gokyo, skąd rozciąga się najwspanialsza himalajska panorama,
- pozwolić uwieść się idealnej, archetypicznej figurze Ama Dablam.
Warto przysiąść na jednym z wielu blisko pięciotysięcznych wzniesień i spojrzeć w dół doliny, gdzie zawiłą nitką skrzy się rzeka Imja Khola, która niżej łączy się z mleczną rzeką, Dudh Kosi i rozbijając się na skałach żywym nurtem umyka w odległe niziny. W otoczeniu miałkiego pyłu moren, które jak przez mgłę pamiętają dotyk lodu, poczuć się można ziarenkiem piasku we wszechświecie pełnym ludzkich trosk.
Nie każdemu dane jest wspinać się na najwyższe szczyty, ale wszyscy którzy zdecydowali się na trekking w Himalajach, zazwyczaj wracają na wysokogórskie ścieżki. Albowiem tam, jak nigdzie indziej jest się bliżej siebie, nabiera się nieznanej wcześniej wrażliwości.
Jak mieszkają zdobywcy Himalajów? Z wizytą w domu Szerpów
Przestrzenne, podłużne pomieszczenie wypełniają ostre smugi porannego światła. W lekko zadymionym pokoju rysują ukośne mleczne pasy, które miękko zanikają w podłodze. Tradycyjny szerpijski dom wykorzystuje naturalne ciepło, okna znajdują się tylko z jednej, nasłonecznionej strony. Drewniana podłoga, drewniany kredens z przeszklonymi drzwiczkami, pod oknami ustawione ławy, a przy nich niewysokie stoliki obudowane z trzech stron – to całe wyposażenie.
Po środku stoi piecyk, zwykła koza z kominem wystrzelonym prosto w sufit, który rozgrzeje się żarem jaczych odchodów, gdy tylko zapadnie zmrok.
Na wprost mnie, całą ścianę zajmuje buddyjski ołtarz, a na nim posągi Bodhisattwy, zdjęcie Dalai Lamy, czarki z wodą i płonące maślane lampki. W kredensie błyszczą olbrzymie miedziane misy, kociołki, kadzie z wytłoczonymi geometrycznymi buddyjskimi symbolami. To skarby rodziny przekazywanie z pokolenia na pokolenie. Są bardzo cenne.
W ciemnym kącie widzę niebieską, wyprawową beczkę przykrytą czarnym wiekiem. Pełni rolę szafy. Po przeciwległej stronie stoi łóżko.
Jest ciepło i przyjemnie. Z kuchni dochodzi miły syk szybkowaru, w którym gotują się ziemniaki. Zostaną podane w mundurkach, obok nich pasta z chili i szczypiorku lub kwaśne mleko. Ot, szerpijska strawa.
fot. Magda Jończyk, wioska Khumjung
Tak wygląda dom w wiosce Khumjung, położonej u podnóża Mount Everestu, znajdującej się na wysokości 3800 m n.p.m. Podobnie prezentuje się izba Tashi Phurby Szerpy, który na ośmiotysięcznym szczycie stanął 30 razy. Obserwuję, jak krząta się wokół domu, a przed zmrokiem ruszy na okoliczne wzgórze aby zwołać swoje jaki. Tashi Phurba wspina się od lat, ale dom i jaki to jego prawdziwe życie.
Wioski znajdujące się z dala od najwyższych szczytów są znacznie biedniejsze. Zamiast porządnej podłogi staję na klepisku i przysiadam na drewnianej skrzynce postawionej obok ognia, na którym w czarnym od sadzy cynowym czajniku gotuje się woda. W oknach nie ma szyb, ale to dobrze, bo brakuje też komina. Ciotka nalewa mi zupy z pokrzywy. Zaraz dostanę herbatę. Proponuje mi chhang – lokalny alkohol wytwarzany z prosa. Tu również mieszkają zdobywcy Himalajów.
Sława tylko dla zdobywców K2? Czas to zmienić!
Mimo, że prąd w wiosce jest od niedawna wszyscy mają telefony komórkowe, a przy dobrej pogodzie – internet.
Magda, kiedy wy się wspinacie na Mount Everest, po powrocie do swojej ojczyzny jesteście sławni, sprzedajecie bilety na spotkania, piszecie książki, a my?
– pamiętam jak kiedyś żalił się Jangbu, Sherpa, który na Evereście był 3 razy.
Nepalczycy zupełnie nieźle mówią po angielsku i coraz więcej informacji ze świata dociera do nich poprzez media społecznościowe. Takie głosy jak Jangbu, nie są odosobnione.
fot. Magda Jończyk, Phurtenzing Sherpa
Nie sposób przecenić wkładu Szerpów w eksploracje Himalajów i Karakorum. Bez nich pierwsze ekspedycje nie byłyby możliwe. Kto dziś jednak pamięta takie nazwiska jak Ang Tharkay Sherpa, który w 1931 roku rozpoczął przygodę z himalajskimi gigantami i przez 23 lata wspierał ekspedycje brytyjskie i francuskie? Był sirdarem podczas zakończonej sukcesem wyprawy Maurice Herzoga i Louisa Lachenala na Annapurnę w 1950 roku (pierwsze w historii wejście na ośmiotysięcznik) i jako pierwszy otrzymał medal „Tygrysa Himalajskiego” za wyjątkowe osiągnięcia. Był pierwszy i był wielki. Przecierał szlak na lodowcu Khumbu pod Everestem, był pierwszym Szerpą w Europie, pierwszym profesjonalnym instruktorem alpinizmu w instytucie w Darjeeling i wprowadził w świat wspinaczki Tenzinga Norgaya.
Sława należy się tym, którzy staną na szczycie, a nie tym, którzy do tego osiągnięcia się przyczyniają. Brutalne, ale prawdziwe. Pierwszy na wierzchołku najwyższej góry świata razem z Edmundem Hillarym był Tenzing Norgay i jego imię rezonuje w naszej pamięci.
Po blisko 70 latach od tego dnia znowu Nepalczycy dokonali rzeczy zdawałoby się niemożliwej. Jako pierwsi stanęli na ostatnim niezdobytym zimą ośmiotysięczniku. Nie mam złudzeń, że ich imiona zostaną zapamiętane i będą płynnie recytowane. Żywię jednak nadzieję, że oczy świata zapatrzone w wierzchołki najwyższych gór chociaż na moment zwrócą się w stronę ludzi, którzy żyją w ich cieniu i nadadzą innego sensu himalajskim wędrówkom.
-
Magdalena Jończyk
RedaktorkaPodróżniczka, fotografka, przewodniczka, himalaistka. Związana ze społecznością Szerpów, zamieszkujących okolice Mount Everestu.
Magdalena Jończyk
Podróżniczka, fotografka, przewodniczka, himalaistka. Związana ze społecznością Szerpów, zamieszkujących okolice Mount Everestu.
Od 10 lat wędruje w Himalajach, gdzie w sumie spędziła blisko 4 lata. Jest związana ze społecznością Szerpów, ludzi zamieszkujących okolice Mount Everestu.
Autorka wystaw fotografii, m.in. w Projektorni Gdańskiego Archipelagu Kultury, zatytułowanej „Himalaje Szerpów – życie bez retuszu”.