
Wróciłam z mojego ukochanego miejsca. Wybieram je co roku. Czy rozczarujesz się, jeśli napiszę, że są to Mazury? To właśnie tam odpoczywam najgłębiej, świat smakuję najczyściej, a wspomnienia mieszają się z nowymi doznaniami.
Możesz spytać: A cóż można odkryć po 26 latach wakacji w tym samym miejscu? Czym się jeszcze zachwycić w odwiedzanych portach, małych zatoczkach, otwartych jeziorach i sennych miasteczkach? Przecież widziałaś tak wiele świata.
A ja czuję, że tam wracam do siebie. Wiem, jak smakuje ciepły chleb z piekarni Węgorzewskiej, a mimo to jego smak mnie cieszy. Pamiętam widok z dawnej Aniaty (obecnej Góry Wiatrów) na jezioro Mamry, ale zawsze gdy staję na tym niewielkim wzniesieniu, czuję zachwyt nad pięknem przyrody. Wiem, gdzie podpłynąć na dzikie jeżyny i porzeczki, a gdzie najeść się słodkich czereśni. Pamiętam jeziora, skąpane w deszczu i słońcu, w mocnym wietrze i we flaucie, ale gdy płynę łodzią w przechyle liczy się tylko ten moment – jezioro Święcajty odkrywane na nowo. Wiatr i słońce na twarzy.
Ale co najważniejsze, spotykam znów ludzi. Na Mazurach mam relacje budowane od liceum, które przetrwały do dziś. Kogoś, kto mnie pamięta z pierwszych kroków na żaglach, a teraz uśmiecha się, gdy w rodzinnym tandemie wpływam do portu.
Rozmawiam z Magdaleną Jończyk, podróżniczką i fotografką, przewodniczką po Himalajach (napisała dla nas świetny artykuł o Szerpach). Pytam ją:
– Kiedy jedziesz znów do Nepalu?
– Wracam jesienią – szybko odpowiada.
Wracamy do miejsc, które dobrze znamy. Wracamy do siebie. Wracamy do domu. Siła podróży tkwi w powrotach.
Myślę o tych wszystkich miejscach, które zakorzeniły się we mnie. Na krócej i prawie na całe życie. O światach, którymi nasiąknęłam, jak drobną mżawką podczas spaceru. Niby nic, a pod koniec drogi czuję, że przemokłam na wskroś.
Delikatnie, chwila po chwili, doświadczenie po doświadczeniu, zapisuje się moja matryca życia. Buduje to, w co wierzę i co ma dla mnie sens. I choć dzisiaj jestem tutaj, w Warszawie, to pojmuję świat w perspektywach uzbeckich kobiet, szamanów z północnego Meksyku, mazurskich żeglarzy, czy Majów znad jeziora Atitlan.
A Ty, ile światów nosisz w sobie? Gdzie wracasz do siebie? Czym są dla Ciebie slow podróże?
Podobne artykuły
Polecane wyprawy
Wyjątkowe wyprawy poza utartymi szlakami, warsztaty fotograficzne w klimatycznych miejscach i podróże w rytmie slow, które celebrują lokalne tradycje.