
W poprzednim tekście zabraliśmy Was w podróż na północ Etiopii. To kraj tak ogromny i różnorodny, że trudno go objąć jedną, nawet długą podróżą. Dziś wracamy do Etiopii ale tym razem podróżujemy na południe, do doliny Omo, miejsca wpisanego na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Z Addis Abeby wsiadamy w samolot do Arba Minch, tu przesiadamy się do aut 4×4 i ruszamy w rejon doliny rzeki Omo. Poznając tradycje afrykańskich plemion, trzeba odłożyć na bok nasze przyzwyczajenia, poczucie piękna czy sprawiedliwości. Ich zwyczaje są tak odmienne, że nie jednokrotnie budzą nasze zdumienie, niezrozumienie, a nawet gniew. Ale wszystkie rytuały mają znaczenie. I nie zmieniają się od pokoleń. O odwadze mówią blizny na ciele. O społecznym statusie ubranie, fryzura, biżuteria i malowidła na ciele. Dumą napawa okaleczanie ciała. Tradycje pozwalają ludziom z nad rzeki Omo pozostać tym, kim byli ich przodkowie, znaleźć swoje miejsce w społeczności, zyskać wsparcie i szacunek.
Spis treści:
Dolina Omo w Etiopii – życie nad wielką rzeką
Rzeka Omo jest jedną z największych w Etiopii. Zaczyna swój bieg na Wyżynie Abisyńskiej, a jej końcem jest Jezioro Turkana, na granicy z Kenią i Sudanem Południowym. Wzdłuż jej brzegów, w południowej części Etiopii, w okolicach miasteczka Jinka, żyje cała mozaika barwnych i niezwykle zróżnicowanych plemion. Ich byt zależny jest od natury. Pogoda decyduje o udanych plonach sorgo i kukurydzy. Dlatego, z największymi fajerwerkami obchodzi się zakończenie pory deszczowej, a nie Nowy Rok. Ziemia i zwierzęta gospodarskie są podstawą przetrwania. Etiopskie plemiona Doliny Omo nadal mieszkają w chatach z gliny i słomy (ok, czasem z blachy falistej). Żyją prosto, mając tylko to, co niezbędne do przeżycia. Piją wodę z rzeki, filtrując ją domowymi sposobami. Nie korzystają z kalendarza. Wielu z nich praktykuje animizm. Ich kultura, oparta na społecznych więziach oraz tradycji jest niezwykle interesująca i zaskakująca, choć ma swoje cienie.
Plemię Mursi – kobiety z talerzami w ustach
Krążki wargowe wykonuje się z drewna lub gliny i pięknie dekoruje. W końcu i afrykańska kobieta ma prawo do posiadania wyjątkowej biżuterii. Aby płytka w wardze mogła się utrzymać, kobiety Mursi wybijają sobie cztery przednie zęby. A w zasadzie dziewczyny, bo wargę zwykle przebija się 15-latkom. Początkowo robi się nacięcie nożem tuż pod dolną wargą. Wkłada się do niego patyczek i stopniowo, przez kilka lat, powiększa otwór, aż uzyska od 10 do nawet 15 centymetrów średnicy. Tylko po co? Istnieje hipoteza sięgająca czasów pierwszych wypraw w głąb czarnej Afryki, mówiąca o świadomym okaleczaniu dziewcząt, aby nie stały się ofiarami handlarzy niewolników.
Biorąc pod uwagę fakt, że wieki XVI i XVII były czasem fascynacji wszelkiego rodzaju kuriozami, niekoniecznie taka ciekawostka odstraszyłaby poszukiwaczy osobliwości. A więc dlaczego? Wygląda na to, że talerze w ustach kobiet Mursi od zawsze są po prostu symbolem społecznej dorosłości, przynależności kulturowej i oznaką piękna. Kiedyś były gwarantem znalezienia dobrego męża. Dziś nie są przymusem. Coraz więcej młodych kobiet odchodzi od tej tradycji. Te, które jej dochowują wkładają krążki na specjalne okazje, podczas podawania posiłków i… kiedy turysta chce zrobić sobie „ładne zdjęcie z kobietą Mursi, odwiedzając Park Narodowy Mago”.

Plemię Suri – na szacunek trzeba zapracować
Spacerują na ramieniu z karabinami AK-47. Piją krew byka, jak napój energetyczny. Nacinają ciało, a blizny posypują popiołem, aby dłużej się goiły i były bardziej widoczne. Skaryfikacja jest jak zapis osobistej historii na ciele, pamiętnik dla niepiśmiennych. Jak żyje (podobno) jedno z najniebezpieczniejszych plemion w dolinie Omo? Kobiety Suri zajmują się domem, dziećmi, przygotowują jedzenie i pracują w polu. Mężczyźni całymi dniami pilnują swoich stad. One są najcenniejszą rzeczą jaką mają. To za zwierzęta mężczyzna kupują sobie żony. Wielkość stad świadczy o statusie i bogactwie. Ale byki często padają ofiarą drapieżników lub kradzieży.
Dlatego właśnie mężczyźni z plemienia Suri mają karabiny. Łatwo je kupić z przemytu z Sudanu Południowego i nie są tylko dekoracją. O sile mężczyzny świadczy też wygrana w ceremonii Donga. Polega ona na brutalnej walce na kije przy aplauzie mieszkańców wioski. Ból przygotowuje na poważniejsze wyzwania, a ilość wygranych pojedynków budzi respekt i szacunek. Pozwala także wybrać sobie najładniejszą dziewczynę w wiosce za żonę. Innym praktykowanym rytuałem jest ceremonia krwi. Szybkim ruchem przebija się bykowi tętnicę, a strumień krwi zbiera do naczynia, a potem wypija zmieszaną z mlekiem. Ranę zatyka się błotem i zwierzę wraca do stada.

Plemię Karo – malowanie ciała u afrykańskich plemion
Wszystko zaczyna się od kropki. Punkt po punkcie, każdego dnia powstaje na ciele dzieło sztuki. Kobiety z plemienia Karo nanoszą białą glinkę na swoje twarze, aż powstaje skomplikowany rysunek. Mężczyźni mogą więcej. U nich malunki pokrywają często całe ciało. Są pasy, kropki, spirale oraz naśladujące wzory spotkane w przyrodzie jak np. upierzenie perliczki. Makijaż plemienny odgrywa bardzo ważną rolę w wielu afrykańskich społecznościach. Podstawowym powodem jest poczucie piękna. Tyle, że kosmetyków nie szukają w drogeriach, ale w naturze. Kolorowe wzory powstają dzięki czerwonej ochrze, węglowi drzewnemu i sproszkowanej rudzie żelaza. Powodem do pomalowania ciała może być także rytuał albo potrzeba odróżnienia chłopców od mężczyzn, dziewczynek od zamężnych kobiet. Polowanie albo wojna. Podobną rolę odgrywają fryzury i biżuteria. Mężczyzna z plemienia Karo na znak zabicia wroga lub dzikiego zwierza formuje na głowie gliniany kok z wetkniętym piórem strusia.
Karo, najspokojniejsze i najmniejsze plemię w Dolinie Omo, jest blisko spokrewnione z plemieniami Hamer i Banna. Mają podobne rytuały i język oraz mogą zawierać małżeństwa między sobą. Kobieta z plemienia Hamer po ślubie z mężczyzną z plemienia Banna przenosi się do wioski męża. Kiedy mężczyzna z plemienia Karo żeni się, obcina mu się kawałek ucha. Choć obecnie, podobnie jak w przypadku krążków wargowych u Mursi, tradycja ta zanika. Pierwsze małżeństwo zazwyczaj jest aranżowane. Drugą i kolejną żonę, mężczyzna może sobie wybrać. Wielożeństwo jest praktykowane, a cenę kobiety odmierza się w ilości byków i kóz.

Plemię Daasanach – obrzezanie i ceremonia Dimi
To najdalej na południe wysunięte plemię doliny Omo. Ich wioski położone są w okolicach Omorate, tuż przy granicy z Kenią i Sudanem Południowym. Nie są jednak odizolowaną społecznością. Co więcej, otwarcie przyjmują do swojego grona członków innych plemion, pod warunkiem, że… zgodzą się na obrzezanie. Bolesny rytuał dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn. Dziewczynka obrzezywana jest w wieku 10-12 lat. Jej nogi krępuje się skórzanymi paskami, aby ograniczyć ruchy, dopóki rana nie przestanie krwawić, a ból ustanie. W nagrodę otrzymuje naszyjnik od matki. Od tej chwili może też nosić skórzaną spódnicę, na znak, że wkroczyła w dorosłość.
Ale bohaterem rytuału wcale nie jest dziewczynka. Dzień, w którym mężczyzna z plemienia Daasanach podda obrzezaniu córkę, jest najważniejszym w jego życiu. To podstawa do tego, aby mogła wyjść za mąż, a jej rodzina otrzymać za nią zapłatę. To także dzień, w którym ojciec pierworodnej córki wchodzi o stopień wyżej w hierarchii plemiennej społeczności. Dla uczczenia tego wydarzenia celebruje się rytuał Dimi. Składa się w ofierze zwierzęta, a następnie cała wioska świętuje. Ojciec maluje twarz żółtą glinką, przybiera w strusie pióra i skórę lamparta. W końcu, zachował się jak prawdziwy wojownik. Ocalił rodzinę przed utratą honoru.
Plemię Hamar – ceremonia skoku przez byka
Wszystko zdaje się drgać w rytm dzwonków przyczepionych do nóg kobiet. A one śpiewają. Tańczą. Posmarowane czerwoną ochrą i tłuszczem włosy kobiet Hamar lśnią w afrykańskim słońcu. Zewsząd napływają ludzie. Przybywają nawet z odległych wiosek, bo ceremonia Ukuli Bula, która za chwilę się rozpocznie jest najważniejszą w życiu ludzi Hamera. Pojawiają się i mężczyźni z długimi witkami w dłoniach. Na ten widok, kobiety podbiegają. Dmą w rogi. Krzyczą. Ponaglają. Czasem agresywnie. Chcą być nimi bite. Mocno. Chcą aby pręgi na ich nagich plecach świadczyły o ich sile i odwadze. Choć dla nas ta tradycja wydaje się barbarzyńska, dla nich jest świadectwem tego, jak wiele kobiety z plemienia Hamar są w stanie poświęcić dla rodziny. To też swego rodzaju polisa na przyszłość. Plemię Hamar w Etiopii wydaje za mąż nastoletnie dziewczyny za mężczyzn, którzy przekroczyli już trzydziesty rok życia.
Z powodu różnicy wieku Hamerki wcześnie zostają wdowami. I nie mogą ponownie wyjść za mąż. Razem ze swoją, zwykle liczną, gromadką dzieci są zdane na braci. Dlatego, w dzień ich największego święta, składają ofiarę z własnej krwi. Nie nam jest oceniać. Lepiej nieustannie dziwić się światem i obserwować. Ceremonia trwa. Wśród mężczyzn pojawia się on – gwiazda wieczoru, kilkunastoletni chłopak, dla którego dzisiejszy rytuał będzie skokiem w dorosłość. Dosłownie. Jest nagi. Jego twarz pokrywają ceremonialne wzory. Za chwilę przeskoczy przez ustawione w rzędzie byki. Musi przeskoczyć przez co najmniej sześć. Może być i dwanaście. Im więcej, tym większą dumę będzie czuła rodzina.
Ale zanim to się stanie, odbędzie się ceremonia picia kawy. Co ciekawe, choć kawa z Etiopii zaliczana jest do najlepszych na świecie, to w ubogich wioskach często pija się napar z łupin pozostających po łuskaniu ziaren kawy.
Etiopska kawa – jak wygląda ceremonia kawy w Etiopii?
Powszechnie wiadomo, że kawa pochodzi z Etiopii i znana tu była w XI wieku, a niektóre źródła podają, że nawet już w I tysiącleciu n.e. Prawdopodobnie odkryło ją plemię Oromo, zamieszkujące południową cześć kraju, dla którego jej picie do dnia dzisiejszego jest niezwykle ważną tradycją. Wedle legendy historia kawy zaczęła się od przypadku. Pewien Jemeński kupiec podczas podróży po Afryce, odkrył, że kozy stają dziwnie pobudzone po zjedzeniu ziaren kawowca. Tak, kawa trafiła na Bliski wschód, a stamtąd na cały świat, robiąc w szybkim tempie zawrotną karierę.
Kawa w Etiopii jest jednak czymś więcej niż tylko pobudzającym zastrzykiem kofeiny. Jej picie to ceremoniał, który łączy członków rodziny, przyjaciół, sąsiadów. To obowiązkowa czynność podczas podejmowania gości, a odrzucenie zaproszenia jest wielką zniewagą. Jak wygląda ceremonia picia kawy w Etiopii? Najpierw ziarna kawy myje się i powoli praży nad otwartym ogniem, na płytkiej, żeliwnej patelni, pozwalając by aromat wypełnił pomieszczenie. Następnie ziarna mieli się w drewnianym moździerzu zwanym mukecha. Zmieloną kawę umieszcza się w dżebenie – charakterystycznym pękatym glinianym dzbanku z cienkim dziubkiem, dolewa się wody i parzy kawę. Sama ceremonia picia kawy składa się z trzech rund. Abol jest na powitanie, Tona na przyjaźń, Baraka na pożegnanie.
Kamienne tarasy Konso w Etiopii
Opuszczamy już region Południowego Omo i udajemy się na południowy wschód od rzeki Omo, do krainy plemienia Konso. To już ostatnie plemię, o którym chcemy Wam opowiedzieć. To, co przyciąga najbardziej w te rejony, to kamienne tarasy Konso, które przekształcają krajobraz w abstrakcyjną, fantazyjną rzeźbę. I są niezwykłym przykładem uporu, z jakim ludzie potrafią okiełznać przyrodę dla swoich potrzeb i zamienić jałową ziemię w zielone uprawy. Wśród nich, na stromych zboczach, otoczone cylindrycznymi murami leżą wioski Konso, takie jak Mecheke, Gemole czy Gesergiyo (w jej okolicy znajduje się wąwóz ze skalnymi iglicami zwany „Nowym Jorkiem”). Do wnętrza osady można dostać się jedynie przez dwie, trzy bramy. Taki system chroni mieszkańców przed ewentualnymi zakusami wrogich plemion. Każda rodzina posiada cylindryczne domy kryte wysoką strzechą, osobne dla mężczyzn i oddzielne dla kobiet z dziećmi.
Plemię Komso posiada pewną autonomię, w której istnieje rdzenny system rządów zwany Gadaa (obecny także w społeczności Oromo), wpisany na listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO. Reguluje on konflikty plemienne, dba o ochronę praw kobiet i edukację dzieci. Na jego czele stoi wódz – Pogolla, który pełni także rolę animistycznego kaznodziei, pośrednika pomiędzy ludźmi, a boskimi mocami. Gdy umiera, jego ciało zostaje poddane mumifikacji, a jego samego uznaje się za chorego, aż do czasu pogrzebu, który często następuje dopiero kilka lat po śmierci. Zmarłych z plemienia Konso umieszcza się w głębokich dołach (często kilkumetrowych), a nad grobami umieszcza drewniane posągi zwane Wakas, których liczba zależy od ilości żon i zabitych dzikich zwierząt. Najwięcej ich stoi na grobach lokalnych bohaterów. W niektórych wioskach, upamiętnia się ich dokonania stawiając wysokie kamienne obeliski zwane daga-hela. Są one także pamiątką po rytuałach inicjacyjnych młodych mężczyzn. Dzięki temu zwyczajowi, Konso można nazwać ostatnią istniejącą kulturą megalityczną na świecie.
Wycieczka do Doliny Omo – czy warto pojechać?
Tradycyjne plemiona południowej Etiopii wciąż starają się zachować swoją kulturę, oprzeć się czasowi i nowoczesnemu światu. Ale świat nieustannie nakłania ich do transformacji. Zmiany klimatu, wartości i zdobycze zachodniego świata i utrata ziem, sprawiają, że ich przyszłość staje się coraz bardziej niepewna. Budowa tamy na Omo sprawiła, że w rzece jest coraz mniej ryb, a gleby stają się coraz mniej żyzne. Niestety, swoją cegiełkę dokłada także nieodpowiedzialna turystyka, a Dolina Omo coraz bardziej przypomina ludzkie zoo. Niektóre wioski zamieniły się w żywe skanseny, a ich mieszkańcy traktują zagranicznych turystów jak skarbonki. Ale czy można im się dziwić, skoro całe autokary turystów przyjeżdżają tylko po to, żeby cyknąć sobie fotkę?
W takiej sytuacji czy warto jechać do Doliny Omo? Warto. Południowa Etiopia to niezwykłe miejsce, ale trzeba wiedzieć jak dotrzeć do wiosek dalekich od komercji. Tylko wtedy przeżyjecie coś naprawdę autentycznego. Ważne, jest też Wasze podejście. Podróż do Etiopii zostawi najwspanialsze wspomnienia, jeżeli uda się Wam wejść w relację z miejscowym człowiekiem i choć przez chwilę uczestniczyć w jego życiu. O tym jak podróżować odpowiedzialnie, a nie być tylko podglądaczem, łapiącym atrakcyjne kadry przeczytacie tu w naszym artykule Turystyka zrównoważona w Soul Travel.
Podobne artykuły
Polecane wyprawy
Wyjątkowe wyprawy poza utartymi szlakami, warsztaty fotograficzne w klimatycznych miejscach i podróże w rytmie slow, które celebrują lokalne tradycje.